10 marca 2024

Słów kilka o poszukiwaniach genealogicznych. Tajemnica znikających przodków

Wielokrotnie podczas poszukiwań przodków zdarzają się sytuacje, że fakt czyjegoś istnienia potwierdzają tylko akty urodzeń albo nawet same akty ślubów dzieci danej osoby. Trudno znaleźć coś innego. Wygląda to tak, jakby ta osoba się nie urodziła, nie zawarła związku małżeńskiego, a czasem nawet nie umarła.

Fragment aktu ślubu mojej 4xprababki Urszuli z Andrysów primo voto Góreckiej,
secundo voto Lewandowskiej (domena publiczna).

O akta metrykalne sprzed 1810 roku jest niezwykle trudno. Jak pisałam wcześniej, Kodeks Napoleona regulował kwestie związane z działaniem urzędów stanu cywilnego, jednak w latach poprzedzających wprowadzenie nowego prawa było z tym różnie. Jedne parafie prowadziły takie rejestry, inne nie. Z powodu braku źródeł najstarszych znalezionych przeze mnie przodków, jak choćby wspomnianą powyżej w opisie zdjęcia 4xprababkę Urszulę, początkowo umieściłam w drzewie genealogicznym rodziny jako rodziców dziecka, którego akt urodzenia udało mi się znaleźć: tejże Urszuli córka Barbara, będąca babką mojego pradziadka Andrzeja, urodziła się w 1814 roku i jej akt urodzenia został zapisany w księdze parafialnej, która na dodatek parę lat temu została zindeksowana i zeskanowana i jest dostępna w sieci. Ale już aktu ślubu Urszuli, a tym bardziej jej aktu urodzenia nie mam i nie wiem, czy kiedykolwiek zdobędę. Na razie rok jej urodzenia oszacowałam na podstawie aktu zgonu. Ale żeby go znaleźć, przyszło mi pobawić się w detektywa, bo zarówno Urszula z Andrysów Górecka, jak i jej córka Barbara z Góreckich Matuszewska/Matusiakowa, gdzieś mi się zapodziały. Aż w końcu wpadłam na to, żeby ponownie przejrzeć zindeksowane akty ślubów, ale konkretnie w kontekście tych dwóch nazwisk – i bingo! Urszula, owdowiawszy, wyszła znowu za mąż i zmarła jako Urszula Lewandowska; podobnie zrobiła jej córka: po śmierci męża Ignacego wyszła za mąż za Feliksa Paczkowskiego i akt zgonu ma wystawiony na to nazwisko.

Z Matuszewskimi/Matusiakami mam robotę swoją drogą. Wspomniany Ignacy, syn Aleksego i Rozyny, w różnych dokumentach figuruje pod oboma nazwiskami, podobnie jak jego ojciec i syn. Nawiasem mówiąc, jego matka w metryce własnego ślubu została wpisana jako Wielgosiak (i nie wiem, czy to przypadkiem nie jest jakieś przezwisko, bo tego nazwiska nigdzie indziej nie mogę znaleźć), ale już w akcie ślubu syna ma wpisane – Kubicka. Matusiakowie/Matuszewscy oba te nazwiska stosowali zamiennie, więc znalezienie Barbary, wdowy po Ignacym, nie było takie proste. Ostatecznie okazało się, że ślub z Paczkowskim brała jako Matusiakowa, nie Matuszewska, mimo że poślubiając Ignacego stała się żoną Matuszewskiego, nie Matusiaka.

Nie ze wszystkimi jednak miałam tyle szczęścia. Przede wszystkim dlatego, że ludzie migrowali, i to od zawsze. Pomijam już wędrówki dużego kalibru, takie z jednego końca ziem polskich na drugi, ale też niedalekie, z jednego folwarku do drugiego (jak np. przenosił się chociażby mój prapradziadek Antoni, służący), które wprowadzały zamieszanie, bo skutkowały tym, że jedno dziecko zapisane było w jednej parafii, drugie w kolejnej, a trzecie w jeszcze innej, przez co poszukiwania członków rodziny trwają dłużej i są dość skomplikowane. Podobnie każde inne wydarzenie – ślub czy zgon – rejestrowano w parafii, na terenie której aktualnie przebywała rodzina. Z tego to powodu do dziś nie znalazłam aktu ślubu 3xpradziadków Szczepana i Julianny, bo nie mam pojęcia, gdzie mogli wtedy mieszkać; jeśli w parafii Szczepana, to ten kościół spłonął… Nie mam także aktów urodzeń ich dzieci, mimo że w innych dokumentach dotyczących niektórych z nich podane są miejsca ich urodzenia. Tutaj jednak albo dokumenty parafialne zaginęły, albo informacje, które znalazłam, mijają się z prawdą. Nie mam aktu zgonu Szczepana – jego śmierć wypadła albo tuż przed, albo w trakcie I wojny światowej i nie wiem, czy w ogóle ten dokument istnieje. Podobnie straciłam nadzieję na znalezienie jakichkolwiek metryk z greckokatolickiej parafii w Holi, skąd pochodzili rodzice prababki Katarzyny Matusiakowej. Cerkiew w Holi spłonęła w czasach walki Rosji carskiej z kościołem unickim, a wraz z nią cała dokumentacja.

Biorąc zatem pod uwagę położenie geopolityczne naszego kraju i ciągłe zawieruchy wojenne, jak też i fakt, że o drzewa genealogiczne dbali głównie przedstawiciele szlachty, jestem dumna, że tylu moich chłopskich przodków jednak udało mi się wydobyć z niepamięci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz