04 grudnia 2010

Opowieści dla chłopców

Nie wiem, czy słusznie czynię, wprowadzając taki kwalifikator, ale chyba istnieje rozróżnienie na opowieści dla dziewczynek i na te dla chłopców.
Podobnie nie wiem, ile ze znanych mi obecnie kobiet żałowało - będąc dziewczynką - że nie jest chłopcem. Ja miałam w pewnym okresie mojego dziecięcego żywota żal do losu, że urodziłam się dziewczynką. Bo chronologicznie rzecz biorąc, zanim przeczytałam Tajemniczego opiekuna i inne tym podobne książeczki dla dziewczynek, w moje łapki wpadły książki opisujące niesamowite przygody, jakie były udziałem chłopca o imieniu Tomek Wilmowski. I tu znów "przysłużył" mi się Braciszek mój kochany :) W czwartej z kolei opowieści o jego przygodach - Tomka, nie mojego Brata, ma się rozumieć ;) - zatytułowanej Tomek na tropach Yeti, tytułowy bohater wraz z przyjaciółmi dociera na dwór jakiegoś hinduskiego radży, którego żona ma oswojonego geparda. Następuje tu krew w żyłach mrożąca scena, kiedy to Tomkowi udaje się owego geparda obłaskawić, co było swoistym sprawdzianem, czy chłopiec rzeczywiście tak potrafi się porozumiewać ze zwierzętami, jak to jego przyjaciele opowiadali radży. Scenę tę, znajdującą się jakoś w jednej trzeciej akcji całej książki, na głos przeczytał mi Brat. Traf chciał, że gepardy są moimi ulubionymi dzikimi kocurami, więc nie spoczęłam, póki tego nie przeczytałam. I tu urodził mi się problem. Z zasady jestem dość systematyczną osobą, o omijaniu fragmentów tekstu mowy być nie może, bo książkę czyta się od deski do deski, a tu, przed TĄ sceną, nie dość, że sporo się dzieje, to jeszcze... prolog. Ten prolog mnie wykończył. Pamiętam jak dziś tamtą drogę przez zaśnieżony Tybet pana Michała Smugi - i moją, przez tekst pisany ciurkiem, bez żadnego dialogu, ze śladową ilością akapitów czy rysunków. Nic. Zero. Tylko biel kartki i czerń maczkiem drukowanego tekstu. Brrr...!
(Jeszcze długo potem źle reagowałam na taki widok i np. Lalkę przeczytałam dopiero wtedy, gdy udało mi się wypożyczyć wydanie z rysunkami Uniechowskiego.)
Tamten wysiłek, by przebrnąć przez zbity tekst, zaowocował: złapałam jeszcze jednego bakcyla - geograficznego. Tomek, na przestrzeni ośmiu książek, przeżywa niesamowite przygody, jeździ w miejsca, które ja śledziłam jeżdżąc palcem po mapie. Szklarski pisał wszystkie te powieści z taką drobiazgowością, że czytelnik po prostu czuł zapach dżungli, widział i słyszał mieniące się kolorami tęczy ptactwo, podpatrywał dzikie zwierzęta, które normalnie zobaczyć można tylko w telewizji (choć w czasach mojego dzieciństwa istniały tylko dwa kanały TV i może dlatego z programów przyrodniczych przychodzi mi do głowy tylko Z kamerą wśród zwierząt pp. Gucwińskich i jeszcze jeden, którego tytułu nie pomnę, prowadzony przez p. Michała Sumińskiego). Namiętność do wszelkiego rodzaju map i powieści podróżniczych została mi do dziś :)
Ale "chłopackie" powieści to nie tylko Tomek.
Jednak opowieść o nich - to już temat na następny wpis :)

1 komentarz: