14 grudnia 2010

Noelka

Idą Święta i jak zwykle o tej porze melancholia poczyna chwytać mię za gardło, wyciskając perełki łez spod powiek...
Nie, nie będzie "górnie, chmurnie i rymami", tak jakoś mi się napisało, chociaż... Chociaż to, co mi się napisało, nie wzięło się znikąd. Czytając bowiem książki mówiące o Bożym Narodzeniu, zawsze mam oczy "na mokrym miejscu"...
Tytułowa Noelka jest właśnie taką książką. Napisana przez Panią Małgorzatę Musierowicz, jest Noelka opowieścią o tęsknocie człowieka za Dobrem, Miłością, Światłem... Czytelnicy, znający cykl powieści dla młodzieży, które wyszły spod pióra Pani Musierowicz, a który to cykl przyjęło się określać mianem Jeżycjady (od nazwy dzielnicy Poznania, w której mieszkają główni bohaterowie), znają większość postaci, przewijających się przez tę opowieść. Nowa jest główna bohaterka, pyskata i zadziorna, "zdrowa i mocna jak orzech" Elka. To dzięki jej wędrówce przez zalany deszczem, grudniowy, wigilijny Poznań, zaglądamy do różnych domów różnych, znanych Czytelnikowi bądź nieznanych ludzi, podpatrujemy, jak spędzają świąteczny czas, co ich bawi, a co smuci. Jesteśmy nawet na Wilii u państwa Borejków w ich zagraconym regałami z niezliczoną ilością książek, pełnym rozmów dorosłych, śmiechu i pokrzykiwań dzieci, ciepłym i przytulnym mieszkaniu w kamienicy pod numerem piątym przy ulicy Roosevelta. To tu mieszkają ci cudowni w swej prostocie ludzie, którzy w zwyczajny sposób potrafią mówić o rzeczach wielkich, tak wielkich, że większość z nas nie mówi o nich wcale w obawie, by nie popaść w zbędny patos. Ja sama mam z tym, przyznaję, problem, a i u nas w domu, niestety, nie mówiło się o rzeczach wielkich z tego właśnie powodu.
I może dlatego tęskniłam zawsze (i chyba do dziś mi to zostało...) do takiej Wigilii jak ta u Borejków, i za każdym razem, gdy wracam do niej, sięgając po książkę, "coś" przeszkadza mi w czytaniu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz