01 grudnia 2010

Inspiracje

Nie powiem czy nie napiszę nic odkrywczego stwierdzając, że z książek można czerpać inspiracje.
Pamiętam, że jako pierwszej zazdrościłam Ani Shirley, tej z Zielonego Wzgórza, jakby kto zapomniał ;) Zazdrościłam jej, mimo że była w gorszej, obiektywnie rzecz ujmując, sytuacji niż ja. Była przecież sierotą, zdaną na łaskę obcych ludzi. A jednak. Miała charakter, jakiego ja nie miałam - i nie mam, co tu dużo mówić. Począwszy od jej lat szkolnych, była pracowita, zawzięta - choć to może nie we wszystkich aspektach jest akurat atutem, studiowała, mieszkając w wynajętym wraz z koleżankami domku, co mnie, czytającej to, gdy miałam naście lat, wydawało się czymś niesamowitym... No i miała tę przyjaciółkę "od serca", Dianę. I był obok wiecznie w niej zakochany Gilbert... Eh, jakież to wszystko było urocze... Więc ja też tak chciałam. Z perspektywy czasu patrząc, nie wszystko może poszło u mnie tak, jak u niej, ale nie jest źle. Zważywszy, że ja na ten przykład zawzięta jednak nie jestem. Chyba ;)
Z dziewczęcych powieści, które uparcie odnosiłam do własnego życia, najlepiej pamiętam takie stareńkie ramotki, których nikt już dziś nie czyta. (Mamy wszak na rynku księgarskim bijące rekordy sprzedaży wszelakie powieści, w których uparcie powtarza się schemat dziewczyny i zakochanego w niej wampira, który, notabene, stracił jakoś główne cechy wampirów, jak chociażby niemożność chodzenia po świecie w świetle dziennym. Ciekawe.) Czy pamięta ktoś o Dzikusce Ireny Zarzyckiej? Albo o Córce kapitana okrętu Ireny Szczepańskiej? Są to słodkie i pocieszne w swej naiwności opowiastki, pełne ciepła, nabijające dziewczęce główki marzeniami. Tyle tylko, że nawet w tych powiastkach autorki przemycają w bardzo dyskretny sposób bardzo życiowe rady. Nawet Pan Makuszyński, piszący, wydawałoby się, jedynie dla uciechy młodszej gawiedzi, trąca te same struny. Pisze bowiem o... nie wiem, czy je głośno tu nazywać, wszak, jak to mój Kochany Brat ostatnio mi powiedział, pompa to się sprawdza - w ogrodzie ;)
Zatem zainteresowanych niniejszym pozwolę sobie odesłać do wymienionych Autorów. Makuszyński jest w większości bibliotek, a i Zarzycka się znajdzie, i Szczepańska powinna. Dodałabym do tej listy jeszcze Tajemniczego opiekuna Jean Webster i Małe kobietki Luisy May Alcott.
Może komuś się wydać, że dziecinnym jest czytanie powieści dla nastolatek, ale tak sobie myślę, że w tym "dorosłym" życiu czasem tak się zaplączemy, zagmatwamy, że może warto...?
Raz dlatego, że z dystansu widać lepiej.
A po wtóre - może warto poszukać właśnie tam - inspiracji? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz