(fotografia własna) |
Nie przytoczę tu wszystkich zasłyszanych czy przeczytanych opinii, ale najbardziej do lektury tej książki skłonił mnie odcinek podcastu Okolice ciała, w którym Marianna Gierszewska gościła swoją mamę, Edytę Torhan. Rozmowa zasadniczo dotyczyła relacji matka-córka, natomiast książka ta przywołana została w kontekście tego, jak pochodzenie – w tym przypadku chłopskie, z wszelkimi tego konsekwencjami – wpływa na kolejne pokolenia. Całą rozmowę można odsłuchać tutaj.
Chłopki to naprawdę mocna lektura. Pokazuje życie na wsi, naznaczone ciężką harówką od świtu do nocy i od najwcześniejszych lat życia aż do starości – albo śmierci, a także – jak głód i ubóstwo (materialne, mentalne, a nierzadko też moralne) wpływały na relacje międzyludzkie i ile pracy trzeba było włożyć, żeby to zmieniać. Autorka prowadzi nas swoją opowieścią przez czasy od końca XIX wieku aż do lat przed II wojną światową. Przytacza relacje potomkiń i potomków swoich bohaterek – bo głównie są to kobiety, cytuje ich pamiętniki i listy, odwołuje się też do statystyk, kronik policyjnych i sądowych oraz wszelkich dokumentów, które powstawały w okresie międzywojennym, a w których opisywano sytuację ludności wiejskiej. Opowiada o bólu, ciężkiej pracy ponad siły, nierównościach, upokorzeniu – ale też i o przeogromnej sile woli, by coś zmienić, by móc żyć inaczej. Powstały w ten sposób obraz jest z jednej strony porażający i przytłaczający, ale z drugiej – pokazuje niezwykły hart ducha i determinację kobiet. Bo to przede wszystkim kobiety walczyły o siebie albo przynajmniej o swoje dzieci, o ich prawo do edukacji i o to, by dzięki wykształceniu miały lepsze warunki życia niż te, w których one same wzrastały i żyły.
(domena publiczna) |
Samo wykształcenie jednak nie mogło sprawić, że dzieci chłopek, po przeniesieniu się do miast, prowadząc życie tak różne od tego, jaki wiodły ich matki, same też uległy tak dużej i nagłej przemianie. Jedna z chłopskich córek, obecnie mieszkanka Krakowa, przyznała, że podjęła terapię, żeby poradzić sobie z przekonaniami, jakie są jej spuścizną po poprzednich pokoleniach: chorobliwym wręcz oszczędzaniem, które swój początek miało w głodzie, stałym towarzyszu dziecięcych lat jej matki, jak również ze specyficzną filozofią, którą jej matka wyznawała, a która zawierała się w zdaniu "Kto się pod ławą urodził, nigdy na nią nie wejdzie". I dodaje, że ważne jest to, co potomkowie chłopów zrobią z tym, co im zrobiono. Stąd tutaj ten obrazek od Bardzo brzydkie rysunki. Bo jest też w tej książce przytoczona wypowiedź córki ludzi wywodzących się z dwóch środowisk – ojca pochodzenia inteligenckiego (syn nauczycieli) i matki pochodzenia chłopskiego. W czasach, gdy oni wchodzili w związek małżeński, taki układ nie był już określany mianem mezaliansu. I dzięki temu, że jej rodzice pochodzili z tak różnych światów, ona sama czuje, że ta wiejskość to taka druga kultura, do której ma dostęp. Zasób, z którego może czerpać.
Chłopki to w moim odczuciu książka, która poza tym, że pokazuje ogrom nieszczęścia, biedy i nieludzkiej męczarni, jest jednak w jakiś sposób optymistyczna. Przecież opisane w niej historie od dnia dzisiejszego dzielą dwa-trzy pokolenia – to mgnienie oka w historii ludzkości, a naznaczone tak ogromną zmianą. Wszyscy moi dziadkowie i babcie byli z tego pokolenia, które przeżyło dwie wojny. Moje babki były "harowaczkami" (określenie Autorki książki). Skończyły, owszem, cztery klasy szkoły powszechnej, ale ciężka praca ich nie ominęła. Mój brat i ja, ich najmłodsze wnuczęta, jesteśmy już nie tylko wykszatłceni, ale i "miastowi", żadne z nas nie urodziło się na wsi. Ale zapewne nie byłoby tego, gdyby nie wola naszych rodziców, by wieść inne życie niż to, jakie było udziałem ich rodziców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz