16 listopada 2023

Korzenie

 

(fotografia własna)
Przeczytałam ostatnio książkę Chłopki. Słyszałam o niej wcześniej, że to bardzo poruszająca opowieść o kobietach zdeterminowanych, walczących o lepszą przyszłość dla siebie i swoich dzieci.

Nie przytoczę tu wszystkich zasłyszanych czy przeczytanych opinii, ale najbardziej do lektury tej książki skłonił mnie odcinek podcastu Okolice ciała, w którym Marianna Gierszewska gościła swoją mamę, Edytę Torhan. Rozmowa zasadniczo dotyczyła relacji matka-córka, natomiast książka ta przywołana została w kontekście tego, jak pochodzenie – w tym przypadku chłopskie, z wszelkimi tego konsekwencjami – wpływa na kolejne pokolenia. Całą rozmowę można odsłuchać tutaj.

Chłopki to naprawdę mocna lektura. Pokazuje życie na wsi, naznaczone ciężką harówką od świtu do nocy i od najwcześniejszych lat życia aż do starości – albo śmierci, a także – jak głód i ubóstwo (materialne, mentalne, a nierzadko też moralne) wpływały na relacje międzyludzkie i ile pracy trzeba było włożyć, żeby to zmieniać. Autorka prowadzi nas swoją opowieścią przez czasy od końca XIX wieku aż do lat przed II wojną światową. Przytacza relacje potomkiń i potomków swoich bohaterek – bo głównie są to kobiety, cytuje ich pamiętniki i listy, odwołuje się też do statystyk, kronik policyjnych i sądowych oraz wszelkich dokumentów, które powstawały w okresie międzywojennym, a w których opisywano sytuację ludności wiejskiej. Opowiada o bólu, ciężkiej pracy ponad siły, nierównościach, upokorzeniu – ale też i o przeogromnej sile woli, by coś zmienić, by móc żyć inaczej. Powstały w ten sposób obraz jest z jednej strony porażający i przytłaczający, ale z drugiej – pokazuje niezwykły hart ducha i determinację kobiet. Bo to przede wszystkim kobiety walczyły o siebie albo przynajmniej o swoje dzieci, o ich prawo do edukacji i o to, by dzięki wykształceniu miały lepsze warunki życia niż te, w których one same wzrastały i żyły.

(domena publiczna)

Samo wykształcenie jednak nie mogło sprawić, że dzieci chłopek, po przeniesieniu się do miast, prowadząc życie tak różne od tego, jaki wiodły ich matki, same też uległy tak dużej i nagłej przemianie. Jedna z chłopskich córek, obecnie mieszkanka Krakowa, przyznała, że podjęła terapię, żeby poradzić sobie z przekonaniami, jakie są jej spuścizną po poprzednich pokoleniach: chorobliwym wręcz oszczędzaniem, które swój początek miało w głodzie, stałym towarzyszu dziecięcych lat jej matki, jak również ze specyficzną filozofią, którą jej matka wyznawała, a która zawierała się w zdaniu "Kto się pod ławą urodził, nigdy na nią nie wejdzie". I dodaje, że ważne jest to, co potomkowie chłopów zrobią z tym, co im zrobiono. Stąd tutaj ten obrazek od Bardzo brzydkie rysunki. Bo jest też w tej książce przytoczona wypowiedź córki ludzi wywodzących się z dwóch środowisk – ojca pochodzenia inteligenckiego (syn nauczycieli) i matki pochodzenia chłopskiego. W czasach, gdy oni wchodzili w związek małżeński, taki układ nie był już określany mianem mezaliansu. I dzięki temu, że jej rodzice pochodzili z tak różnych światów, ona sama czuje, że ta wiejskość to taka druga kultura, do której ma dostęp. Zasób, z którego może czerpać.

Chłopki to w moim odczuciu książka, która poza tym, że pokazuje ogrom nieszczęścia, biedy i nieludzkiej męczarni, jest jednak w jakiś sposób optymistyczna. Przecież opisane w niej historie od dnia dzisiejszego dzielą dwa-trzy pokolenia – to mgnienie oka w historii ludzkości, a naznaczone tak ogromną zmianą. Wszyscy moi dziadkowie i babcie byli z tego pokolenia, które przeżyło dwie wojny. Moje babki były "harowaczkami" (określenie Autorki książki). Skończyły, owszem, cztery klasy szkoły powszechnej, ale ciężka praca ich nie ominęła. Mój brat i ja, ich najmłodsze wnuczęta, jesteśmy już nie tylko wykszatłceni, ale i "miastowi", żadne z nas nie urodziło się na wsi. Ale zapewne nie byłoby tego, gdyby nie wola naszych rodziców, by wieść inne życie niż to, jakie było udziałem ich rodziców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz