17 listopada 2023

Pierogi

(fot. własna)


Skoro notatki z codzienności – to konsekwentnie: dziś na obiad zrobiłam pierogi ruskie. I nie, ruskie to nie to samo co rosyjskie, jakby kto nie wiedział. Można poszukać w necie i poczytać. Dziś mam, wbrew mojej (wydawałoby się) intensywnej działalności w kuchni, Dzień Lenia, stąd odsyłacz do internetowych zasobów wiedzy. A i o samych pierogach będzie krótko.

U nas w domu Mama robiła zawsze pierogi ruskie z majerankiem, więc i ja tak robię, bo lubię. Do farszu z ziemniaków i sera białego (proporcje – jak kto lubi: albo pół na pół, albo któregoś składnika więcej, ale większa ilość sera sprawi, że wyjdą kwaśniejsze) można dodać cebulkę podsmażoną na oleju, ale też można zrobić skwarki ze słoniny bądź boczku z tąż cebulką. Osobiście wolę samą cebulkę. Przyprawy to sól, pieprz i rzeczony majeranek. Kiedyś zrobiłam też farsz z czosnkiem – bardzo ciekawy efekt mi wyszedł.

(fot. własna)

Co do ciasta, zaparzam mąkę niemal wrzącą wodą, w której wcześniej rozpuszczam ociupinkę masła. Ciasto wtedy wychodzi bardziej elastyczne i pierogi się nie rozpadają, nawet jeśli zdarzy im się jakaś niewielka dziurka. A i wyrabia się je szybko i sprawnie. Całość dzielę na mniejsze porcje, kolejno je rozwałkowuję, szklanką wycinam kółka, nakładam farsz i zaklejam. I tak do wyczerpania któregoś ze składników.

Jeśli zostanie porcja ciasta, bez problemu można ją zamrozić, o ile nie chce się człowiekowi zbytnio kombinować i wymyślać jakiejś drugiej potrawy. W zasadzie farsz też można zamrozić, ale raczej dorabiam w takiej sytuacji ciasto i robię, aż skończy mi się farsz.
(fot. własna)

Zrobione pierogi wrzucam partiami (czyli nie za dużo na raz, żeby się nie posklejały) na osolony wrzątek. Pilnuję, żeby nie przywarły do dna, mieszając od czasu do czasu, aż wypłyną. Gotuję je ok. 2-3 minuty na zmniejszonym gazie.


(fot. własna)

Podawać je można albo pogrzane na oleju na patelni, albo z wody okraszone np. smażoną cebulką i skwarkami, do tego surówka: marchewka z chrzanem albo kiszona kapusta. Bon appétit!

PS. Wprawdzie wcześniej nie uprzedzałam, ale na końcu też można to napisać – przepisy, jeśli się tu będą pojawiać, będę podawała w takiej formie, jak w Książce (poniekąd) kucharskiej zrobiła to jej Autorka, Joanna Chmielewska, czyli wszystko ze wszystkim i coś na pewno wyjdzie. Bo jeżeli gotuję coś z cudzego przepisu, trzymam się go bez robienia odstępstw, ale wszelkie kluski i farsze do nich robię na tzw. oko i tyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz